Recenzje Seven Days

To była moja pierwsza ograna visual novelka, więc to będzie recenzja żółtodzioba w tej kwestii, ale widziałem pierdyliard anime, a niektóre z nich miały adaptację visual novelek, więc można powiedzieć, że ten gatunek znam od pupy strony. Będzie bez spoilerów. Będzie też pół-profesjonalnie i pseudo-komediowo, bo nie umiem w recenzje, no sorry. Uprzedzając pytania osób niezbyt cnotliwych i przyzwoitych: Nie ma ruchańska, nie ma cycków, nie ma gołych bab. Owszem, zdarzają się podteksty i niuanse seksualne, ale ich jest sporadyczna ilość i w żadnym wypadku ta VN nie podąża w tym kierunku, powiedziałbym nawet że jest to sprawa trzecioplanowa, jak nie dalsza. Główny nurt to DRAMAT i MYSTERY. Przyszedłeś tutaj popłakać, przeżyć ciężkie chwile niesprawiedliwości razem z postaciami i odkryć, co tę niesprawiedliwość wywołało. Romans też tu występuje, ale nie w takiej formie jak standardowe Visual Novelki więc jeśli myślisz o klasycznym romansidle, to w tej pozycji go tu nie uświadczysz. No, to teraz cyk do ogólnego zarysu i opisania pokrótce prologu, żebyście wiedzieli z czym to się je: jest generyczny protagonista, który to dostaje opętaną płytkę, która podobno straszy i podobno się od niej umiera, więc kolega protagonisty jak to dobry kolega daje mu ją na 'testy' i jak nie umrze to git, a jak umrze to znaczy że to jest prawda i generalnie mit obalony. Shuuichi, czyli nasz protagonista ma przyjaciółkę z dzieciństwa, która umie into 'duchy i klątwy' więc to ona odwala całą robotę i z tej płytki wychodzi paniusia jako duch w czarnych włosach, która mówi, że w niej jest jeszcze 6 innych duchów dziewczyn, które mają ból pupy (czy jak to tam woli - urazę lub niezażegnany konflikt) o kogoś lub coś w rzeczywistym świecie. Chiyako, czyli duch w czarnych włosach prosi naszego protaga, żeby dał całej siódemce błogi spokój oraz żeby odeszły z tego świata bez żalu i goryczy w sercu. W teorii buddyzmu każdy duch jest na świecie przez około 49 dni, a potem no i tak musi pożegnać się z tym światem no matter what. Matematycznie ujmując każdej dziewczynie będziemy towarzyszyć i podawać pomocną dłoń przez okres siedmiu dni (7*7=49 quick maths). Postacie: no siedem dziewczyn to trochę dużo, co? Pewne osoby mogłyby stwierdzić, że będą to jednolite charaktery z błahymi problemami. A tu zonk, bo właśnie nie. KAŻDA (tak każda) dziewczyna to zupełnie inne indywiduum, każda ma własną cząstkę siebie, która się rozwija i dzięki której można się z nią zżyć, przywiązać i przeżywać przygody z zaciekawieniem i nierzadko z płaczem i wzruszeniem. Cała siódemka to nie są odseparowane, randomowe dziewczyny, mimo, że każda ma swoje osobiste problemy, to łączy je wspólne dno, które to dno [spoiler, sam ograj to się dowiesz]. Grafika i muzyka jest piękna, bardzo lubię taką przyjemną dla oka kreskę, a OST idealnie się wpasowuje w różne sytuacje co hiperbolizuje istotę przedstawionych sytuacji. Jeśli oglądasz anime to najbardziej podobne temu tytułowi są: "Little Busters", "Grisaya no Kajitsu" i "Angel Beats!" które defacto są właśnie na podstawie visual novelek. Nie mówię tutaj o jakimś dużym podobieństwie, ale o szkielecie fabularnym, jakim jest rozwiązywanie poważnych i dramatycznych problemów dziewczyn przez protagonistę. Chciałbym żeby i ten tytuł został zekranizowany, bo jest naprawdę tego wart, ale z tego co widzę po statystykach, tytuł jest okrutnie pomijany i niepopularny więc niestety jest to marzenie ściętej głowy. Polecam z całego serducha, przygoda warta wydania około 150 złotych. Jest to bardzo wzruszająca i klejąca się historia, w którą można się wciągnąć bez żadnych problemów, dająca graczowi momenty do własnej zadumy i refleksji o życiu i śmierci.