Recenzje Death Must Die

Death Must Die ma w sobie coś zaraźliwego, coś czym nie potrafił mnie sobą zainteresować okrzyknięty Vampire Survivors. Oczywiście od razu można porównywać te dwa tytuły chociażby przez pixel-artowy styl graficzny, ale tutaj jest on przyjemniejszy dla oka, nie mam takiego wrażenia "surowości" bijącej z ekranu, jak w przypadku VS. Bardzo ładne kolorki i płynne animacje umilają granie zamiast powodować oczopląs po kilku starciach. Receptą na sukces było chyba postawienie tutaj na mieszankę typowego bullet heaven'a z mechaniką dashowania, co absolutnie nie pozwala się nudzić i wręcz wymusza branie czynnego udziału w rozgrywce. To wszystko doprawione ciekawymi, bardzo różnorodnymi bohaterami wciągnęło mnie już na 50 godzin. Bóstwa mają naprawdę świetny design (Mort *.*), ale ich ilość a tym samym pula umiejętności losowanych w trakcie gry nie jest jakaś oszałamiająca. Mimo to nadal pozwalają kleić ciekawe kombinacje i buildy. Przedmiotów natomiast jest od groma i jest z czego wybierać. Jeśli lubicie przeliczać cyferki i rozkminiać które buty albo hełm wyposażyć, to będziecie zadowoleni. Tak, jest tutaj również ekwipunek, a każda postać / klasa ma swój własny. Nabiłem przy okazji 56/59 achievementów. Na pewno będę chciał zrobić 100%, ale zaczekam na dalszy rozwój gry i kolejne aktualizacje z nowym contentem, kolejnym biomem i zapewne ze świeżą porcją aczików ;) Tempo rozwoju gry niestety nie jest oszałamiające, więc mam nadzieję, że nie przyjdzie nam jakoś bardzo długo czekać na update zbliżający Death Must Die do wyjścia z early accessu. Na ten moment bardzo polecam i na pewno wrócę ograć świeży content, jak tylko się pojawi :)